Ah shit, here we go again. Recenzja 4 sezonu Wiedźmina
Nie tak dawno temu Netflix znów uraczył nas swoim fanfikiem ze świata Wiedźmina. Choć tym razem nie było tak źle jak myślałam. Na samym początku podzielę się z Wami funfaktem o mnie: pierwszy kontakt z uniwersum Wiedźmina miałam właśnie przez pierwszy sezon serialu. Nie naszego polskiego. Ale tego od Netflixa. Potem przeczytałam sagę i ograłam wszystkie gry i moje postrzeganie amerykańskiej produkcji uległo drastycznemu pogorszeniu. Szczególnie 2 sezon mocno mnie zirytował. Za to 3 wynudził. Ale nastała ta chwila gdzie jestem po seansie 4 sezonu. I chyba nie było tak źle. Czyżby showrunnerka tego cuda amerykańskiej kinematografii poszła po rozum do głowy i teraz Wiedźmin jest kawałem dobrego serialu? No aż tak dobrze to nie jest. Ale zdarzyły się pewne perełki, o których opowiem Wam w tej recenzji. Pan od deratyzacji Na początek muszę pochwalić Netflixa. Nie wiem jakie zmiany zaszły w ludziach od castingów, ale tym razem coś im się udało. Liam Hemsworth jako Geralt totalnie mi siadł. N...